Na szczęście ubrana była w szorty i koszulkę. Woda w najniższym
zbiorniku sięgała jej tylko do kolan, więc nie zawracała sobie głowy kostiumem kąpielowym. Sebastian spróbował się uśmiechnąć. – Przydałoby mi się jakieś suche ubranie. – Raczej karetka pogotowia. Co się stało? – Zbocze się osunęło i spadłem. Lucy przymrużyła oczy. Zauważył na jej twarzy wątpliwości i lęk. Dotknęła palcem jego czoła nad prawym okiem. – Potrzebny jest lekarz. To może być wstrząs mózgu. – Nie. – Przydałoby się założyć szwy. – Nie przeszkadzają mi blizny i nie zamierzam wykrwawić się na śmierć. Przez chwilę patrzyła na niego w milczeniu. Czy zaszczepieni ozdrowieńcy będą bardziej odporni na ponowne zakażenie Covid-19 – Zbocze się osunęło, tak? – Mhm. – To nie był wypadek – stwierdziła. – Teoretycznie mógł być. Pokiwała głową. – Powiedz mi, tylko szczerze, czy mam wzywać karetkę? Potrząsnął głową. Okazało się, że był to błąd, bo twarz Lucy Zasiłek okresowy 2021 zakołysała się przed jego oczami i zrobiło mu się niedobrze. Przymknął oczy i po chwili mdłości minęły. – Nic mi nie będzie. – Powinnam wezwać policję. – Nikogo nie znajdą, tym bardziej, że sam nikogo nie zauważyłem – powiedział i była to prawda. – To brzmi znajomo – powiedziała cicho. Sebastian otworzył oczy. – Potrzebuję tylko trochę wody i kilku małych plasterków. – Lucy! – zawołał ktoś z dołu. – Znalazłaś coś? Podniosła się i odkrzyknęła: – Zaraz wracam! – a potem znów przykucnęła przy Sebastianie. – To Rob – wyjaśniła. – Przyjaciel. Zna się na pierwszej pomocy lepiej ode mnie. Mogłabym... – Nie! – Boże, jaki ty jesteś uparty – westchnęła. – No dobrze. Wyślę Roba i Patti z dziećmi, a sama wymyślę jakiś powód, żeby tu zostać. Doprowadzę cię do domu i opatrzę. Chyba że nie dasz rady dojść. Jeśli po drodze stracisz przytomność, zadzwonię po pogotowie, żeby cię zabrali na noszach. Sebastian skrzywił się. Miał bardzo ograniczone Możliwości gospodarka wyboru. Nie było dobrego wyjścia. – Dam sobie radę. Nie potrzebuję twojej pomocy. – Ha – mruknęła i zsunęła się ze wzgórza. Sebastian był ciężki i bezwładny jak kłoda, a do tego mokry i zakrwawiony. W trakcie drogi do domu dwukrotnie tracił siły i Lucy musiała go podtrzymywać, by nie upadł. Szedł kilka metrów, opierał się o drzewo albo chwytał rękami liście paproci i znów pokonywał kilka metrów. Miał szczęście, że przeżył upadek. Szli dłuższą, lecz łatwiejszą trasą. Do domu wsunęli się przez